Nie dali ojce
Nie dali ojcowie nam swoich twierdz
Noc czyha na mękę bezbronnych serc
Szmer starych zegarów nie chroni nas
Ni lampy nad stołem przyćmiony blask
Pod słońcem neonów uczą nas żyć
Przed nocy powodzią umiemy kryć
Skarlałych pożądań niepewny kształt
W fortecach knajp
W pancerzach aut
Lecz czasem komuś zdarzy się
Jak poker w kartach, raz na sto
Że nagle znowu wszystko wie
I wie, gdzie dobro, a gdzie zło
I choć to ból i lęk i szok
Jak wielki błysk, jak w sercu nóż
Śmiało w tę przepaść postaw krok
Świat sobie znów na nowo stwórz
Choć przecież wiesz, że to
Tak krótko musi trwać
Chroń ten ostatni ból, by mógł
Serce Ci w strzępy rwać
Bo tylko w jedną w życiu noc
Będzie Cię stać na szczere łzy
A potem spadniesz znów na dno
Najzwyczajniejszych dni
Bożnice, kościoły spłonęły nam
I święte portrety wypadły z ram
Została męczarnia zwykłego dnia
I nocne ołtarze pełnego szkła
Po pustych ulicach będziemy szli
Żujący nienawiść, pijani, źli
Do świątyń wznoszonych pieszczotą warg
Z kolumnad ud, ze sklepień bark
Lecz kiedy przyjdzie dobra wieść
I w mroku błyśnie tamten znak
Naciskaj gaz i każ się nieść
Poprzez najdalszy nocny szlak
Na czarnej szosie pereł moc
To deszcz w tunelu świateł lśni
Jesienne liście zmieni noc
W złoty kobierzec u jej drzwi
Choć przecież wiesz, że to
Tak krótko musi trwać
Chroń ten ostatni ból, by mógł
Serce Ci w strzępy rwać
Bo tylko w jedną w życiu noc
Będzie cię stać na szczere łzy
A potem spadniesz znów na dno
Najzwyczajniejszych dni